Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/060

Ta strona została uwierzytelniona.
XVII.

Tajemniczy pustelnik.


Jeszcze dość długo w noc włóczęgi tak szydzili z biedaka, aż wreszcie upici poszli spać. Zmęczony Edward ukrył się w słomie. Gdy wszyscy zaczęli chrapać, Edward cichutko wyszedł ze spichlerza. Zaczął się wsłuchiwać, panowała głęboka cisza. Noc była zimna. Deszcz ustał. Niebo wyjaśniać się zaczęło, wszedł blady księżyc. Biedny Edward zaledwo się poruszał, myślał jednak sobie, że lepiej nawet na kamieniu spać sobie w lesie, aniżeli pośród tych łotrów męczyć się dłużej. Co chwila, gdy dobiegały go różne głosy przystawał, oglądał się trwożliwie po za siebie, poczem puszczał się galopem przed siebie o ile mu tylko sił starczyło. Niezadługo znalazł się w lesie, z po za którego dobiegało go pobrzękiwanie dzwonków u owiec, ryczenie krów, oraz dalekie szczekanie psa.
— Tam za lasem napewno znajduje się wieś, — zawołał wesoło chłopczyna i postanowił iść lasem.
Wszedłszy w las zatrzymał się, nasłuchując. Cisza panowała dokoła, która go dziwnie przerażała, myśl jednak o powrocie do jego dręczycieli pognębiała go bardziej jeszcze. Wszedł odważnie w ciemny gąszcz lasu. Blady księżyc nader słabo oświecał drożynę, którą chłopczyna pójść postanowił. Im dalej jednak podążał, tem bardziej las stawał się do nieprzebycia. Przelękniony, że zabłądził w lesie, przyspieszył kroku, potykając się co chwila to o chrust nagromadzony, to znów o pnie drzew zrąbanych. Końca lasu jednak dojrzeć było nie podobna. Jakże ucieszył się Edward ujrzawszy w oddaleniu błyszczące światełko. Z ostrożna zbliżał się on ku temu świetlanemu punktowi. Światełko błyszczało z po za okien maleńkiej chat-