ki, w której głos jakiś odczytywał modlitwy. Zbliżywszy się do okienka chatynki, podniósłszy się na palcach, o ile mógł tylko, zajrzał do wnętrza. Ujrzał nędzną małą podziemną izdebkę, w niej leżącą w kącie pościel ze słomy, obok stało wiadro, miska, oraz parę garnczków jak również złamany stołek drewniany dopełniał tej ubogiej całości. Całe te ubogie nad wyraz umeblowanie oświetlało się dogasającym kawałkiem świecy łojowej. Na ścianie wisiał krzyż z wyobrażeniem męki Chrystusowej, przed nim klęczał starzec, około którego leżały księga otwarta oraz trupia głowa. Przedmioty te spoczywały na skrzyni drewnianej. Starzec był wzrostu niezwykle wysokiego, o włosach i brodzie długiej i białej. Ubranie jego była skóra barania, którą był przepasany.
— To widać pustelnik — pomyślał król sobie. Jak to dobrze się stało. Z pewnością musi to być dobry człowiek!
Starzec kończył odmawiać modlitwę, gdy chłopczyna zakołatał do drzwi.
— Wejdź, przedtem jednak ukórz się, — zawołał głos — ta ziemia poświęcana!
Wszedłszy, król zatrzymał się w progu. Pustelnik patrzył weń dziwnie badawczo, wielkiemi swemi palącemi oczyma.
— Ktoś taki? — zapytał.
— Ja, jestem królem.
— Proszę, — zawołał starzec — niech wejdzie gość drogi!
Tu przysunął ławę drewnianą, usadził na niej króla i zaczął chodzić z kąta w kąt.
— Prosimy, prosimy, — powtarzał pustelnik. Wielu tu już o wielu chcieli się przedostać, nie weszli jednak. Królowi jednak przebranemu w łachmany rad jestem z całej duszy. Zapewne pragniesz
Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/061
Ta strona została uwierzytelniona.