rażenia. Zdało mu się, iż nóż w tej chwili zatapia mu ktoś w gardle. Zamknął oczy, poczem otworzył je znowu. Przy nim stali John Canty wraz z Jankiem. Nawet na widok tak niemiły dla siebie Edward rozradował się nie mało. Chciał zawołać: dzięki Bogu! nie mógł jednak wymówić słowa. Sznur którym miał zaciśnięte gardło, przeszkadzał mu zupełnie. W jednej chwili zerwano z niego wszystkie więzy i sznury któremi był skrępowany, poczem John Canty wraz z Jankiem, pochwyciwszy go na ręce w jednej chwili pobiegli z nim do lasu.
Szatańska zemsta.
Znów nieszczęsny Edward wpadł w szajkę włóczęgów, którzy jak dawniej znęcali się nad nim a najbardziej z nich wszystkich John Canty wraz z Jankiem. Chłopiec mężnie znosił to wszystko, lubo pośród nich byli i tacy, którzy występowali po stronie Edwarda.
Edwarda wraz z Jankiem posełano na kradzieże, za każdym razem jednak wymawiał się od posługi włóczęgom. Wszelkie katowania i razy nic w tym względzie nie pomogły. Edward był niewzruszonym.
Minęło tak dni kilka. Mały król już kilka razy postanowił sobie uciec, od tyle wstrętnego dlań życia, niestety jednak straż nad nim powierzono Jankowi, w obec którego myśl o jakiejkolwiek ucieczce była wprost niemożebna.
Pewnego razu pod wieczór Janek umyślnie dwukrotnie nadeptał na nogę królowi. Król zdawał się z początku nie spostrzegać tej zaczepki.