Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/069

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czekaj tu na mnie, powrócę za chwilę.
I Janek nieznacznie oddalił się za kobietą.
Serce króla zabiło gwałtownie. Oto Janek odejdzie dalej, a on korzystając z chwili ucieknie.
Wypadło jednak inaczej. Janek podkradł się ku kobiecie, schwycił jej pakunek, a owinąwszy w podarte płótno jakie miał pod pachą, podbiegł do króla.
Kobieta nie zauważyła kradzieży. Zaledwie poczuła ją, gdy koszyk jej wydał się za zbyt lekkim. Spogląda weń, a pakunku niema!
Kobieta zaczęła krzyczeć. Janek wsunął przedmiot skradziony w ręce króla, wołając:
— Teraz biegnij za mną i wołaj; trzymaj! łapaj! a pamiętaj! przedewszystkiem, zbij ich z tropu.
Janek w oka mgnieniu skręcił w róg, biegnąc uliczką. Za chwilę powrócił patrzeć, co stanie się jego wrogowi.
Rozgniewany król, iż wsunięto mu w rękę przedmiot skradziony, rzucił gniewnie pakiet o ziemię. Kobieta wraz ze zebranym tłumem otoczyły króla w jednej chwili.
Kobieta jedną ręką pochwyciła Edwarda, drugą chwytała przedmiot skradziony. Król szarpał się wyrywając się jej z rąk.
Janek, obserwując całą tę scenę, której był głównym winowajcą, zacierał ręce. Jakże był kontent, iż raz nareszcie wroga jego wsadzą do więzienia. I powracał do siebie zadowolony, iż dopiął swego i oddał Edwarda w ręce policyi.
Król stał ciągle, obraniając się jak mógł od napaści kobiety. Wreszcie zawołał groźnie:
— Puść mnie, głupia babo, rozumiesz, nie ja ukradłem twoje mienie.
Tłum urągał coraz bardziej nad biednym chłopcem. Jakiś kowal w zatłuszczonym kaftanie zbliżył się do króla, chcąc go uderzyć widocznie.