— Mój Boże! — rzekł — mam prawie-że takiego samego chłopaka. Jaki dobry, pieszczoch, a jak mnie kocha! A no i żona moja poczciwa kobieta z kośćmi. Gdyby tak tego nicponia spotkała, nakarmiła by go, napoiła. Ja wiem, że w więzieniu nie będzie dobrze temu sierocie. Więzienie do niczego dobrego nikogo nie doprowadzi. Wierzaj, że może chciałbym z całego serca dopomódz sierocie, zgubić to mnie jednak może!
— Nie zgubi! — dodał Mayles — Powiedz, że malec wyrwał ci się, gdyś mi go gwałtem zabierał! Nie mogłeś sam jeden dać sobie ze mną rady! Sam widzisz jak jestem silny. Gdybym tylko zechciał odebrałbym ci chłopca!
— Więc dobrze! — rzekł po chwili policjant walcząc ze sobą. — Zabieraj chłopca i ruszaj z Bogiem. Ale prędzej, prędzej póki nas nikt nie widzi.
— Dzięki ci, żeś ocalił sierotę, — odrzekł Mayles. Zapewniam, że nic ztąd złego dla ciebie nie wyniknie. Sam sędzia na sprawie był po stronie chłopca. Nie zasmuci go wieść, że ci go zabrałem.
Policjant udał się w jedną stronę, Mayles zaś wraz z królem skierowali się w stronę zajazdu.
Obcy wśród swoich.
Przybywszy do zajazdu, Mayles nakarmił malca, rozkazując mu, aby odpoczął. Następnie włożył nań ubranie, nabyte przezeń na moście Londyńskim, gdzie również kupił sobie dwóch osłów.