Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/093

Ta strona została uwierzytelniona.

nił zawsze maluczkich upośledzonych, nie pozwalając nigdy w niczem ich pokrzywdzić.
Ostrej jego mowy i śmiałych zapatrywań lękali się lordowie.
Pierwszych dni i nocy niejednokrotnie Tom myślą po kilkanaście razy dziennie powracał do Edwarda. Dziwiło go nie mało zniknięcie księcia i gorąco pragnął jego powrotu co rychlej. Niestety jednak, dni przechodziły za dniami, Edward nie powracał, a Tom coraz bardziej zapominał o Edwardzie.
Ten sam los spotkał matkę i siostry Edwarda, o których zwolna zaczął zapominać.
Z początku tęsknił co prawda za niemi bardzo, monitowany jednak i wyśmiewany w tym względzie, Tom zapanował jakoś po nad swemi wspomnieniami, przestawszy wreszcie mówić zupełnie tak o matce swej, jak też i o siostrach zarówno.
19 Lutego, o północy, Tom Canty usypiał najspokojniej na królewskiem złotogłowiu, strzeżony przez najbardziej oddane mu sługi, on najszczęśliwszy, który już jutro królem obwołanym zastanie.

O tejże samej porze, biedny Edward, wynędzniały, głodny, wycieńczony, zgubił na moście jedynego swego towarzysza. Tłum, w środek którego chłopczyna dostał się przypadkowo, powlókł go z sobą do opactwa Westminsterskiego, gdzie robotnicy kończyli przygotowania do jutrzejszej koronacyi.