Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

Lord Hartford zastanowił się chwilę, poczem z całą uprzejmością rzekł do Edwarda:
— Czy pozwolisz się o coś zapytać?
— Pytaj, milordzie!
Lord Hartford rozpoczął pytania od zmarłego króla i księżniczek, na które Edward dawał bardzo słabe i wątpliwe odpowiedzi, zarazem opowiedział o szczegółowem urządzeniu i umeblowania sal królewskich, co wzbudziło podziw ogólny.
— Nie wszystko jeszcze nam wystarcza, co nam mówisz, na potwierdzenie prawdy słów twoich, — zawołał lord Hartford — jeżeli dasz nam wyjaśnienia, gdzie się podziała pieczęć państwowa, uwierzymy, żeś księciem Walii.
Na ustach zgromadzonych, pewnych, iż tym razem chłopczyna nie będzie mógł dać żadnej odpowiedzi, pojawił się uśmiech sarkastyczny.
Zwróciwszy się do lorda Johna, rzekł bez namysłu:
— Pójdziesz do mego gabinetu, tam w lewym kątku, pod samym sufitem wbity gwóźdź w ścianę za który gdy się poruszy, otworzy się wnet maleńka skrytka. Tej kryjówki nikt nie zna prócz mnie i pieczętarza, który ją robił! Przynoście zatem co prędzej ową pieczęć.
Dziwiono się nie tylko słowom jego, ale że wykonawcą rozkazu wybrał lorda Johna, którego znał z imienia.
Lord John chciał iść, gdy przypomniał sobie w samą porę, że idzie bez rozkazu królewskiego. Stał więc jak przykuty do miejsca, co widząc Tom Canty, zapytał:
— Czego stoisz jeszcze, kiedy król poseła. Czyliżeś nie słyszał rozkazu?