Strona:Królowa śniegu (Hans Christian Andersen) 009.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

mią; w nich zasiewali potrzebne warzywa i wiele pięknych kwiatów. Tak więc kawałek dachu przed oknami zamieniał się na śliczny, maleńki ogródek.
Im mocniej dogrzewało złote słonko, tem piękniej było w ogródku na dachu. Zielone festony roślin pokrywały drewniane skrzynie i spadały aż na mur domu; różnobarwne powoje otwierały śliczne kielichy pełne rosy; różowy groszek ciekawie wyglądał na wszystkie strony; aksamitne bratki szeroko otwierały wielkie oczy, a drobne stokrotki uśmiechały się wesoło. Oprócz tego w każdej skrzyni rósł wysoki różany krzaczek, niby drzewko. Na wiosnę stroił się w zielone listki, a już w maju okrywał ślicznemi kwiatami, których woń rozpływała się w powietrzu. Gałązki róż ciekawie zaglądały w okna, szeptały cicho drobnymi listkami i kołysały się lekko pod tchnieniem wietrzyka.
Ślicznie tu było w lecie.
Ale w zimie wszystko znikało. Biały śnieg pokrywał dachy, a zamknięte okna często zamarzały; — wtedy mróz kładł na nie delikatne białe kwiaty, ale nic przez nie widzieć nie było można. A dzieci chciały się widzieć, chciały ciągle wiedzieć o sobie. Więc rozgrzewały pieniądz miedziany przy piecu i kładły go na szybę. Wtedy wśród białych liści i gałązek tworzył się mały, przezroczysty otwór, w którym zaraz mrugnęło śmiejące się oko Jasia albo Marysi.
— Pójdź tu do nas! — mówiło oko.
— Dobrze, dobrze!
W lecie tak łatwo było przejść z jednego mieszkania do drugiego, ale w zimie musiały dzieci zbiegać na dół i znów wchodzić na schody, tak wysoko! A tam na dole śnieg i wicher!
— Patrz, patrz! białe pszczoły wyleciały z ula — mówiła stara babka, ukazując wnuczce chwiejące się w powietrzu płatki śniegu.