Strona:Królowa śniegu (Hans Christian Andersen) 017.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

w niczem. Biegły jednak wzdłuż brzegu, jakby ją chciały pocieszyć, i wołały bezustannie: Ćwir! ćwir! ćwir! jesteśmy tutaj! Nie bój się! Jesteśmy tutaj!
I Marysia uspokoiła się powoli. Czółenko płynęło z prądem, a ona siedziała cichutko, w samych pończoszkach, i patrzała w wodę. Czerwone trzewiczki płynęły za łódką, lecz nie mogły jej dogonić, ponieważ prąd bardzo szybko ją unosił.
Prześlicznie wyglądały brzegi rzeki: na zielonych, kwiecistych łąkach pasły się stada owiec, krowy poważnie skubały świeżą, soczystą paszę, stare drzewa rozwijały młode listki, wszystko uśmiechało się w blasku słonecznym.
Może mię rzeka zaniesie do Janka — pomyślała Marysia i przestała się smucić. Usiadła na ławeczce i patrzała długo na zielone brzegi, które przesuwały się przed nią. Właśnie ujrzała wielki sad wiśniowy, pełen kwitnących drzew, a między niemi malutki domek pod słomianą strzechą[1], z czerwonemi i niebieskiemi okienkami. Dwóch drewnianych żołnierzy stało przed ganeczkiem z bronią w ręku.
Marysia pomyślała, że to żywi ludzie, i wołała ratunku ale naturalnie nikt jej nie odpowiedział. Prąd niósł ją prosto do brzegu, więc zaczęła znów wołać jeszcze głośniej.
Wtem drzwi domku się otworzyły i wyszła z niego zgarbiona staruszka, podpierając się kijkiem i drepcząc ku furtce. Na głowie miała duży słomiany kapelusz, pomalowany w bardzo piękne kwiaty.
— Ach, biedne dziecko! — zawołała stara. — Skądże się wzięłaś na tej bystrej rzece, która cię tak daleko w świat uniosła?

  1. Strzecha — dach słomiany.