Strona:Królowa śniegu (Hans Christian Andersen) 036.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

dzące strach brzydotą i wstręt tem, że żywe, a przecież to płatki śniegu!
Dziwne, szkaradne wojsko.
Marysia w trwodze zaczęła się modlić. Ale mróz był tak wielki, iż własny jej oddech, wychodząc z ust, stawał się dla niej widzialny, zmieniał się w gęstą parę i otaczał ją jakby obłokiem. I nagle w tym obłoku ujrzała małych aniołków, które krążyły koło niej, spuszczały się ku ziemi, a gdy jej dotknęły, rosły szybko i otaczały ją jak groźne wojsko. Każdy miał hełm na głowie, w ręku tarczę i włócznię.
Było ich coraz więcej, a kiedy Marysia skończyła pacierz, już otaczał ją cały legjon tego cudownego wojska. Teraz rozpoczął się bój z potwornemi płatkami śniegu. Wojsko anielskie rąbało i siekło na drobne szczątki szkaradne istoty, które zaczęły cofać się w popłochu, i Marysia biedz mogła prędzej bez przeszkody. Aniołkowie głaskali jej nóżki i ręce, i nie czuła już mrozu, aż stanęła przed samym pałacem królowej.
A tymczasem zobaczymy, co tam robił Janek. O Marysi nie myślał wcale i nie przypuszczał, że stoi w śniegu przed pałacem.



VII. W pałacu królowej śniegu.

Ściany pałacu były z olbrzymich zasp śnieżnych, w których wichry wywierciły drzwi i okna. Przeszło sto sal znajdowało się w tym gmachu, a największa miała kilka mil długości. Oświetlała je piękna zorza, kładąc na białym śniegu czerwone i żółte blaski — to też w wielkich komnatach było pusto, cicho, jasno i mroźno.