na dwie potężne kłódki, a na niej w pęk związaną pościel. Spojrzeliśmy smutno na siebie i w wejrzeniu każdego wyczytać można było ten domysł, że nowy tyran już się do nas sprowadził. O rozpoczęciu więc zabawy żaden z nas ani wspomniał; posmutnieliśmy bardzo. W pół godziny może otworzyły się drzwi i wszedł jeden z rezydentów naszych rodziców.
— No chłopcy — odezwał się — ja tu teraz z wami zamieszkam, póki nie zjedzie nowy nauczyciel, a będę was w ryzie trzymał, ot tak!
I ścisnął w pięść żylastą rękę.
— Żeby mi który nie drapnął, jak to zrobił ten łotrzyk, skórka na buty!
Tu wstrząsnął moją głową.
— A zapowiadam, że jak wy będziecie dobrzy i grzeczni, to i mnie choć do rany przyłóż, a jak nie, to...
I gestem prawą ręką wymierzał razy w powietrzu, zaśmiał się na całe gardło, aż się ściany izby zatrzęsły, a potem zapiał kukuryku jak kogut tak wybornie, żeśmy się wszyscy chórem rozśmieli.
Pokazało się, że to był poczciwości szlachcic, umiejący się zastosować do naszego młodocianego wieku, przytem figlarz i krotofilny bardzo, udawał głosy ptaków różnych i zwierząt do złudzenia, przytem bawił się nieraz z nami jak młody, chodził na spacery i tam wymyślał nam różne zabawy, dlatego wkrótce polubiliśmy go bardzo.
Tak tedy wcieliłem się wkrótce w rodzinę moją
Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/039
Ta strona została uwierzytelniona.