zwierzęcy, że gdy się zbliżała pora obiadowa, tak jakoś potrafił się dopilnować, iż skoro zupę na stół wniesiono, wskakiwał i umaczawszy swój pysk, chłeptał z nalanych talerzy i zanieczyszczał jedzenie. Nikt go nie śmiał spędzać, dopóki sama pani tego nie spostrzegła, a wtenczas chustką delikatnie niby biła go i odpędzała, wołając: »A borsuś niegrzeczny! co robi!«
Jemu pierwszemu dostawał się też talerz nalany. Każdy musiał bez skrzywienia zajadać przez faworyta zanieczyszczoną zupę, nie chcąc na niełaskę pani zasłużyć.
Raz przed przyjściem matki naszej do stołu ojciec rozgniewawszy się na faworyta, wykrzyknął z passyą:
— A! co to za nieznośne stworzenie, gdyby mu się tak kto przysłużył, a dobrze, wcalebym się o to nie gniewał.
My, cośmy go także nie lubili, porozumieliśmy się tylko wzrokiem, ale matka weszła i obiad przeszedł zwykłym trybem.
Borsuś, jak się to wyżej powiedziało, robił wycieczki do ogrodu, bo mu tam bardzo smakowały upadłe dojrzałe z drzewa owoce. Nad wieczorem tegoż dnia, gdyśmy oddawali się miłej zabawie w gęstych grabowych szpalerach w ogrodzie, borsuś nawinął się nam jakoś z nienacka; w jednej chwili, zwabiwszy go w największy gąszcz, zaczęliśmy faworyta porządnie okładać kijami. Wiadomo, że zwierzę to nie może szybko uciekać, zrazu broniło się biedne stworzenie, odcinając się jak mogło, ale silne razy, których dostał blizko trzysta, obezwładniły go zupełnie. My też są-
Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/044
Ta strona została uwierzytelniona.