wiedziałem, jakie zachowanie miał Szczepan u mojego ojca. Wstałem więc raniej niż zwykle i pod jakimś pozorem dostałem się do kredensu, aby obecnością moją przypomnieć Szczepanowi jego obietnicę. Właśnie dzwonek odezwał się w sypialni ojca, było to wezwanie Szczepana; pośpieszył on zaraz, a ja na palcach wemknąłem się cicho do przyległego pokoju i z bijącem sercem podsłuchiwałem ojca mojego ze Szczepanem rozmowę. Po wejściu do sypialni Szczepan naprzód odemknął okiennice, ojciec zaś z głębi alkowy, w której łoże jego było umieszczone, zapytał:
— A co tam słychać na dworze, Szczepanku.
— Śliczna pogoda, JW. panie, powietrze czyste po wczorajszym upale, bo deszczyk trochę w nocy porosił, a to na siewy dobre jak złoto, bo było trochę za sucho, będzie teraz prędzej wschodzić — odpowiedział Szczepan.
— A cóż tam roboty macie jeszcze dużo? czy wszystko przygotowane na wesele panny Józefy? — zapytał znowu ojciec.
— Wszystko to nie jeszcze, JW. panie, ale się to przecież zrobi, toć to jeszcze dwa tygodnie blizko.
— Tak, ale się zawsze trzeba pośpieszyć, bo goście zaczną się wcześniej zjeżdżać; już to na twojej głowie wszystko, mój Szczepanku, nie żałuj niczego, niech wszystko będzie dobrze, wszak to wesele mojej pierwszej córki[1], wynagrodzę ci to.
- ↑ Młodsze córki, urodzone z Dąbskiej, żyjące na ten czas, w młodości pomarły.