chociaż byłem parę razy obryzgany; dopiero kiedy Pająk zabrał się do obwijania sukna na stole w przygotowane na to płótno, zbliżyłem się, aby popatrzeć na mój skarb.
— Czy to dla panicza mam robić ubranie? — spytał stary.
— Tak — odpowiedziałem z dumą.
— Będzie fajn, co to za towar! aj waj! ja to sam dla panicza wybierałem u Herszka, po pięć złotych łokieć!
I uśmiechając się, coś zaszwargotał do swoich krawczyków.
Było to szaraczkowe sukno, dość grube, ale mnie się wydało prześliczne.
— Ny, a z miarą jak będzie, bo trzeba kroić niedługo?
Wtem otworzyły się drzwi i wszedł Szczepan, niosąc coś w papierze zawiniętego; były to przybory do mego ubrania: kitaj, nici, guziki rogowe i płótno.
— No dobrze, że tu panicz jesteś — ozwał się — weź majster miarę, a zrobić obszernie i na wyrost, żeby było dobrze.
— Będzie fajn, panie Szczepanie.
— A powinny przecie kawałki zostać, to oddaj majster, bo to się zda na naprawkę.
— No, przecie Pająk, uchowaj Boże, nie kradnie.
Stanąłem tedy na środku izby, która była przeznaczona zwykle na pracownię dla krawców i t. p. majstrów i odbyła się ceremonia miary marzonego
Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/055
Ta strona została uwierzytelniona.