wkrótce z mym losem i ciekawy nowych wrażeń, pojechałem do mego dziada.
Jedna mnie rzecz mocno niepokoiła; pod koniec roku w korpusie zagnieździła się u nas świerzba, kilkudziesięciu kadetów po odbytej ścisłej rewizyi poszło do lazaretu, a że jak wiadomo choroba ta jest łatwo udzielającą się, wyjeżdżając już na wakacye i ja dostrzegłem na sobie ślady tej dolegliwości, ale nie chcąc się wydać, aby mnie nie zatrzymano w lazarecie z tym miłym nabytkiem, pojechałem do mojego dziada.
Dwór kasztelana w obszernych dobrach, jakie posiadał, był jak na owe czasy wspaniale dosyć urządzony, a dziad już był powtórnie wdowcem; synowie jego żyli każden już na swoim chlebie i mieszkali o mil parę w Ks. Poznańskiem; bawiła tylko w domu córka najmłodsza, dwudziestoletnia panna, a moja przyrodnia ciotka, cudnej urody kobieta. Sam kasztelan już blizko ośmdziesiątletni starzec, podlegając cierpieniom pedagry, z trudnością zaledwie mógł się posuwać, najwięcej przeto siedział w fotelu. Swobodę miałem tu wszelką, bo dziadek jakoś mnie polubił, jednakże bałem się go, gdyż był surowym w całem obejściu i nadewszystko cenił spokojność. Polowanie, do którego miałem już niepohamowaną pasyjkę, pochłaniało większą część mego czasu. Poznawszy się bliżej z moją ciotką, szesnastoletni młokos, zakochałem się w niej szalenie; ona polubiwszy mnie także z figlów, do których już miałem spryt niemały, spoufaliła się ze mną; ale gdy się wydała ta nieszczęśliwa moja dolegliwość, która najwięcej się objawiała na rękach, wszelkie zbliżanie się do mego
Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/082
Ta strona została uwierzytelniona.