spokojni i bezwarunkowo zobowiązywali się wieczorem o dziewiątej godzinie być już u siebie w domu, o tym bowiem czasie sam całą kamienicę zamykał, klucze do siebie zabierał i nie wpuścił ani wypuścił nikogo, gdyby to nawet niebezpieczeństwem zdrowiu groziło.
Życie więc tam nie wesoło, zwłaszcza młodym, schodziło; w staraniu się jednak o żonę, musiałem się do tych zwyczajów zastosować.
O dziewiątej zrana wychodził pan miecznik regularnie do katedry na mszę, a w niedzielę i święta na większe nabożeństwa do klasztoru Reformatów, gdzie był starszym w bractwie różańcowem. Zawsze o 12 jadano obiad, a kto się spóźnił, żeby to nawet był syn rodzony, nie dostawał nic. »Spóźniłeś się waspan, łapę liż«, mówił gospodarz. Miał uprzywilejowanych swoich gości w mieście, którzy go odwiedzali, grywał z nimi w maryasza na Zdrowaśki; gdy je przegrał, z całą pokorą, klęcząc ze złożonemi rękoma odmawiał, i ściśle znów pilnował, aby przegrywający spełnił to samo; kupiwszy zaś talię kart polskich na wigilię Bożego Narodzenia, nie zmieniał ich i musiały one cały rok służyć, choćby były najniemiłosierniej podarte.
Od czasu ożenienia się mojego siedm lat już było upłynęło, Pan Bóg obdarzył mnie trojgiem dzieci: dwoma synami i córką; nic wszelako ważniejszego w rodzinie naszej nie zaszło, aż dopiero rok 1830 był epoką ogólnego krajowego wstrząśnienia. Zaciągnąłem się do dziewiętnastego pułku liniowego kosynierów, który się formował w Łęczycy pod nazwą Mazurów; wstąpiłem w stopniu porucznika. Pułk ten złożony był
Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/094
Ta strona została uwierzytelniona.