nonikiem katedralnym. Był to rok 1831, rok największej może w kraju naszym cholery, która skutkiem przechodu wojsk i wojny u nas grasowała. Jako więźniowie polityczni byliśmy ulokowani po domach w małej mieścinie, gdzie połowa ludności wymarła; w domu, w którym ja byłem umieszczony, zmarło jedenaście osób w ciągu dwóch tygodni. To zmusiło ówczesną władzę do pomieszczenia nas w innej miejscowości. Dostaliśmy się na wieś do obszernego opustoszałego dworu, pilnowani zaś byliśmy przez trzydziestu żołnierzy i oficera; było więc nam już weselej razem w niewoli naszej, ale odcięci byliśmy od wszelkich z zewnątrz wiadomości. Oficera, który niezłym był człowiekiem, przypuściliśmy do naszego towarzystwa, a żołnierze mając się od nas dobrze, lubili nas bardzo. Ja, żywej natury, pełen wiary i nadziei, nasłuchiwałem i zbierałem wiadomości, jakie się do nas dostać mogły. Było to w chwili kiedy Rosyanie zdobywać mieli Warszawę przez korpus ks. Paszkiewicza, który się z za Wisły koło granicy pruskiej przez naszą okolicę przeprawił. Głucha wieść doszła nas, że Rosyanie odparci i pobici zostali; ja więc nie tracąc czasu, rozbrajam dobrodusznego oficera, ubieram się w jego przybory i obejmuję komendę nad żołnierzami, ufny, że lada chwila zjawi się jakiś nasz oddział, który nas wyswobodzi. Tego dnia jakoś cicho było, żadna potwierdzająca wiadomość nie nadeszła, przez drugi dzień cały jeszcze miałem nadzieję, lecz pod wieczór przyszła przecie rozwaga, oddałem więc poczciwemu oficerowi jego broń i uniformy, a on dalej pełnił swoją służbę.
Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/098
Ta strona została uwierzytelniona.