Dowodził w okolicy siłą zbrojną generał Kreutz, który objeżdżając konsystujące wojska i nas często odwiedzał; był to bardzo zacny człowiek, niemłody już, wykształcony i miły, więc z nami był w dobrych stosunkach i myśmy polubili go także. Gdy nadjeżdżał, żołnierze zwykle występowali, a oficer zdawał raport swemu dowódcy, naturalnie więc z obowiązku służby nie mógł zataić tego co zaszło. Generał wszedł do naszej kwatery i rzecze do mnie: — Panie! coś zrobił? rozbroiłeś oficera, będącego na służbie, wiesz co cię za to czeka w czasie wojny? — Kula! — Ale dziękuj Bogu, że to na mnie trafiło, przebaczam ci, bo wiem, że masz żonę i czworo drobnych dzieci, niech to jednak zostanie przy was moi panowie.
Uściskałem tego zacnego człowieka, bo prawdziwie na to zasługiwał, on zaś odezwał się:
— Za to co robię nie dziękuj, ale możesz mi się odwdzięczyć inaczej; ja nie mam dzieci, oddaj mi dwóch twoich starszych synów w opiekę, zajmę się jak moimi własnymi, oddam ich do korpusu (widywał bowiem ich pierwej gdy mnie odwiedzali).
Żona moja wszelako słuchać o tem nie chciała; dziś kto wie, jaki los spotkałby synów moich.
W parę miesięcy za wstawieniem się generała Kreutza za nami i wskutek dobrej opinii tego zacnego człowieka, zdanej o nas do władzy, uwolnieni zostaliśmy z niewoli i ja powróciłem do domu.
Po klęskach wojennych, jakie kraj nasz przeszedł, zniszczenie gospodarstw, tam zwłaszcza, gdzie odbywały się batalie lub przechody głównych armii, było okropne.
Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/099
Ta strona została uwierzytelniona.