obiecał, że może po świętach weźmie, ale tylko po ośm złotych daje, mam nadzieję, że może dla gołębi potrosze co sprzedam, bo inaczej to pies się o niego nie spyta«.
Takie to były czasy trudne, ale ojciec jakoś zebrał pieniądze i zapowiedział wyjazd nasz do Warszawy na parę tygodni przed terminem. Siostra i nas dwóch braci mieliśmy być odwiezieni, więc przez ten czas przygotowania i krętanina były wielkie. Matka szykowała w domu wyprawę dla nas a na tydzień przed wyjazdem konie przeznaczone do podróży były odstawione, nic nie robiły i już je lepiej pasiono. Powóz ciągle zabezpieczali stelmach i kowal, a w wigilię dnia wyjazdu konie okuto; obroki się w drogę szykowały na osobnej bryce i na noc już przed domem stały ekwipaże dla upakowania rzeczy rano. Podróż sama trwała blizko trzy doby, ośm mil po zwyczajnej drodze, reszta już szosą. — Przygotowania te jak również sama podróż z noclegami, jako nowość zajmowała nas bardzo, a gdy nam ojciec trzeciego dnia nad wieczorem pokazał jakąś mgłę i dym unoszący się nad Warszawą, oczy nas zabolały od patrzenia, bo kurz był niemiłosierny. Wreszcie kiedyśmy ujrzeli tę niezliczoną ilość wiatraków, sądziliśmy, że miasto z samych młynarzy i piekarzy jest złożone. Gdyśmy nareszcie zajechali przed rogatki, gdzie się odbywała rewizya i meldunek, obawialiśmy się owej baby strasznej, o której mówiono nam, że będziemy ją musieli całować, ale jakoś wjechaliśmy w miasto i ta ceremonia nas ominęła a cała uwaga zwrócona była na ruch i gwar bez końca.
Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/107
Ta strona została uwierzytelniona.