gdyż tylko zwrócił końmi i wjechał na naszą ulicę, a my poznaliśmy dom, stanął; lecz za kurs zapłacić trzeba było. Przez trzy dni nie mogliśmy się w żalu naszym uspokoić, w końcu po naradzie z sobą napisaliśmy list do rodziców, że jeżeli nas w ciągu dwóch tygodni stąd nie odbiorą i nie wrócimy do domu, to się obydwa powiesimy! Ojciec odebrawszy ten list rozśmiał się tylko, matce go nie pokazał a nam nic na niego nie odpisał. My odtęskniwszy się wreszcie, zapomnieli się powiesić. Było nam u tych zacnych ludzi bardzo dobrze; prawdziwą opieką rodzicielską byliśmy przez obojga otoczeni, może najlepiej ze wszystkich miejsc, jakie podczas naszego szkolnego pobytu zajmowaliśmy. Rodzice przez rok cały nie zajrzeli do nas, tylko listownie z nami korespondowali a dwa lata na żadne święta, ani na wakacye z Warszawy nie wyjeżdżaliśmy umyślnie dla tego, abyśmy się należycie odtęsknili, chociaż dziś to mogę wyznać, że sami dużo nad tem cierpieli, bo nas prawdziwem uczuciem rodzicielskiem kochali.
Dziś spieszą rodzice do swych gagatków, gnani siłą pary i ta im się jeszcze za wolną wydaje, rozmawiają telegrafami, a nawet są tacy, którzy porzucając najświętsze obowiązki i przyszłość swych dzieci przenoszą się z niemi dla edukacyi do miasta, nie chcąc ani chwili pozbawić się ich widoku; czy im tem w przyszłości szczęście zapewniają? Najlepiej obecne stwierdzi pokolenie.
Nadszedł rok 1840; przyjechaliśmy na wakacye, brat mój, Roman, miał rok ośmnasty, ja byłem już
Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.