niż zwykle; po odprawionych modłach, rzekł do żony: »Idźmy dziś moja Imość wcześniej spać, bo mnie jakoś sen morzy«. Zwykle koło siódmej rano wstawał pierwszy i odchylał okiennice. Babka, chociaż czasem już niespała, gdy cisza panowała w pokoju, nie przerywała snu mężowi. Dziś siódma wybiła na obydwóch zegarach, Jegomość się nie obudził; cierpliwie szepcąc sobie pacierze, doczekała babka znów, że wybiła ósma; więc zaniepokojona, czy nie chory, cichym głosem zawołała: »Stasiu, Stasiu! a cóż tak dzisiaj długo spisz?« Nieodebrawszy odpowiedzi, niespokojna, zawołała głośniej, aż służąca, stara Marcinowa, gotowa na wezwanie, usłyszawszy przyszła i zbliżywszy się do łóżka miecznika z przerażeniem zawoła: »Jegomość nie żyje!« otworzyła okiennice; leżał już stary pan miecznik, uśpiony snem wiecznym; zapewne astma, na którą pod koniec życia cierpiał, w mocniejszym kaszlu zadusić go musiała. Przeczuł tedy swój koniec, a do tej wędrówki w świat lepszy przygotował się nawet; w testamencie zalecił żonie i dzieciom, aby go jak najskromniej pochowano. Trumnę prostą, dębową miał u OO. Reformatów złożoną dla siebie, na koszta pogrzebu pieniądze w worku były pod materacem w głowach jego łóżka, opieczętowane z napisem: »na mój pogrzeb«, w wysokiej szafie od zegara pieniądze, z napisem na woreczku: »dla rozdania ubogim na pogrzebie za moją duszę«. Z taką to rozwagą przodkowie nasi myśleli dawniej o śmierci.
W mieście nie pamiętali mieszkańcy dawno tak licznego pogrzebu. Wszyscy księża i cechy wystąpiły
Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.