Strona:Krwawe łzy unitów polskich 030.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Któż to byli ci ludzie, jadący gromadą ku wielkim borom Kolembrodzkim? Czego w nich szukali? Nie na łowy przecież jechali...
Byli to unici podlascy. Jechali na odpust. Jechały ich tysiące z całéj okolicy do świątyni, któréj murami były leśne drzewa, a stropem nocne niebo gwiazdami pokryte. Do téj to ukrytéj od oka nieprzyjaciół świątyni nieśli unici swoje troski, swoje rozpacze, swoje bóle i nędze. Tam, w tym ogromnym, czarnym borze będą ich pocieszali kapłani katoliccy, przybyli w przebraniu wędrownych handlarzy, dodadzą im otuchy w ich strasznéj niedoli, modlić się będą za nich...
Wjechali i weszli nareszcie w bór i odetchnęli spokojniéj, czując się już bezpieczni w morzu niebotycznych drzew. Posuwali się ostróżnie, krok po kroku, aby nie zabłądzić, bo ciemności nocy zasłaniały im drogę i ścieżki. Prowadzili ich leśnicy, obyci z lasami, znający tu każdą ścieżkę. Idąc w milczeniu, robili wrażenie gromady duchów.
Dokuczało im zimno nocne. Więc uradowali się, gdy ujrzeli buchający płomień. Pośpieszyli, aby się ogrzać. Niedługo jednak cieszyli się ogniem.
— Któż to rozniecił ten ogień bez pozwolenia przewodnika? — zawołał jeden z leśników. — Widać go tak daleko, że