Strona:Krwawe łzy unitów polskich 038.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

znaleźli pod żadnym dachem ani jednéj matki, ani jednego dziecka...
— Gdzie wasze baby, gdzie wasze warchlaki!? — huknął pułkownik na mężów i ojców.
Włościanie milczeli. Jeden tylko z nich, odważny, odezwał się:
— A szukajcie ich sobie. Jesteście przecież od nas mędrsi i mocniejsi, jak się wam zdaje.
Kozacy zaczęli szukać po wsi, w piwnicach, w rowach i na polach, ale napróżno. Kobiéty i dzieci ze wsi wpadły jak kamień w wodę. Wściekali się kozacy, że nie mogą odkryć ich schroniska.
A kobiéty zaszyły się w gąszcze ogromnego lasu. Morze niebotycznych drzew zasłoniło je od dzikości kozaków. Nocą skradali się mężowie do czarnego boru, zanosząc pożywienie żonom i dzieciom.
Jakiś szpieg wywąchał nareszcie kryjówkę kobiét.
Zamiast przeszukać gąszcze lasu, wojsko odcięło oporne unitki od wsi i od mężów. Rozstawili się żołnierze długim sznurem wzdłuż lasu, aby nie dopuścić do ukrytych kobiét żywności.
— Głód będzie mędrszy i mocniejszy od nas, — uczył pułkownik żołnierzy. — Gdy babom dokuczy zanadto pusty żołądek, wygramolą się same z leśnych kryjówek