Strona:Krwawe drogi.djvu/010

Ta strona została uwierzytelniona.

iżby orzeł polski zginął, ale że ocknie się i krwią napojony wstrząśnie skrzydłami i wzleci. Z rodziny królewskiej rodem, z prastarej rodziny, orzeł biały, a rodzina ta żyć będzie, póki oblicze czasów nie przetworzy się do cna.
A już godzina straszliwa zbliżała się, iż biały orzeł krwią czerwoną miał być napojony i biada jemu i całej krainie biada, gdyby ofiary nie otrzymał.
Przeraziły się serca wiedzące i myśli widzące daleko.
Powstał najpierw jeden i głosem mocnym na całą Polskę zawołał: „Młodzieńcze, który masz krew nieskażoną i świeżą, pójdź, otwórz serce swoje i daj pić orłowi który łaknie“.
Był to poeta.
Ale nie zrozumiano go. Tedy podniósł się inny i głosem ogromnym zawołał.
A był to mąż czynu tajemnego w Polsce.
Ale go wyśmiano.
Lecz mąż wytrwały zlekceważył śmiech urągliwy i raz jeszcze wezwał, a potem znowu, i nie przestawał wołać... Nie słuchały go już serca zwietrzałe i myśli bezkrwiste, ale pośród młodych głos męża owego jął budzić uwagę. Zdało się temu i owemu, iż słyszy szept echa z nieznanej mu dali, zew uparty i fatalny.
Tedy młodzieniec niejeden ze wsi i z fabryki i z pracowni i uczonego jął się wsłuchiwać w głos męża owego, który był jako głos serca, co woła, domaga się, żąda.
I strwożeni stanęli kołem przy mężu, pytając.