Strona:Krwawe drogi.djvu/012

Ta strona została uwierzytelniona.
WYMARSZ STRZELCÓW
Z KRAKOWA

Działo się to 6 sierpnia 1914 roku.
Na krakowskiem błoniu dziwna jakaś odbywała się sprawa. Stały naprzeciwko siebie dwa tłumy ludzi, uszeregowanych po wojskowemu, a w środku między nimi widać było pięćdziesięcioletniego męża. Czytał on, głosem donośnym wywołując imiona i nazwiska. Po każdem nazwisku odrywał się z jednej albo z drugiej gromady wywołany żołnierz i stawał opodal w szeregu wybranych. Trwało to jakieś pół godziny. Poczem czytający odłożył papier, zdjął małą, płaską czapkę z głowy i gromkim głosem zawołał w ciszy, w stronę oddziału, składającego się z wybranych:
— Jutro o godzinie czwartej rano wyruszycie w kierunku granicy rosyjskiej. Żołnierze pierwszej kompanii! Polska powierza wam pierwszym chwałę i zaszczyt walczenia z wrogiem. Macie się bić, umierać i zwyciężać dla Ojczyzny! Hasło wasze: Śmierć Rosyi!
Na te słowa zakołysało się mrowie Strzelców. Najpierw słychać było tylko jakby powszechny szloch radości, że już, że nareszcie pójdą... Szepty, słowa i westchnienia zaszumiały w szeregach. Zakotłowało się w oddzia-