Strona:Krwawe drogi.djvu/027

Ta strona została uwierzytelniona.

myślą we własne serce, sięgnij jeszcze głębiej, rozedrzyj duszę na strzępy, a jeśli tam myśli nie znajdziesz — strzel sobie w łeb, zatraceńcze! Wywiodłeś na wojnę — prowadź!
Bądź wodzem!
Ale gdy w minucie ostatniej, kiedy już dusza twa chyli się nad bezdnem niebytu, gdy wówczas wśród męki najsroższej znajdziesz prawdę i okażesz ją spłoszonym, gdy zwyciężysz — wówczas pochwycą twą myśl jeszcze gorącą, jeszcze we krwi skąpaną, wezmą i z dumą wiedzących odejdą od ciebie, a każdy będzie wtedy wodzem dla siebie.
O znam ja was!
Zdawało mu się, że z pośród tych mgieł słyszy: bądź wodzem!
I czuł, że idzie rzecz znanym mu trybem. Ale znajomość pracy i drogi nie sprawiała mu ulgi. Samotność mrozem ścinała myśli, które ginęły, wpadając w otchłań nicości. Chłód sączył się w ciało i zatruwał myśli, że niby nici babiego lata wirowały nieżywe i nierealne. Pustka wionęła z wnętrza, pustka była na zewnątrz.
Nic, oprócz martwej ziemi; nic, oprócz zimnych, dalekich, obojętnych gwiazd.
Sterniku! Sterniku!
Tylko szydercze, znieważające myśli są odpowiedzią samotnego.
Usiadł na pniaku przydrożnym.
Snują się mgły, głupie, lepkie, rozlewne, jak serca leniwe. Niby droczące się w bezmyślnej zabawie dziewczęta pląsają, włóczą