Strona:Krwawe drogi.djvu/056

Ta strona została uwierzytelniona.

— Głupiś! — dy on się modli do Nikołki.
Na te słowa modlący zerwał się jakby mu kto głownię podsadził i zajrzał do kapliczki.
Prawdziwie. Wewnątrz tkwił krzyż trzyramienny, prawosławny, a z boku wisiał jaskrawo malowany bohomaz, mający wyobrażać św. Mikołaja. Była to rosyjska kapliczka, postawiona w „gubernii chełmskiej“ na miejsce dawnej, katolickiej.
Żołnierz aż jęknął. Podniósł kolbę i grzmotnął w kapliczkę, rozbijając w drzazgi krzyżyk, figurkę i całe urządzenie.
— Gorącyś, Józek. Teraz weźno dwa kijki i wstaw do środka krzyżyk naski, jako się patrzy, to ci Matka Boska wybaczy i modlitwy wysłucha.
Żołnierz w istocie jął się rozglądać po krzewach przydrożnych. Tymczasem inni biegli szukać kapelana, aby kaplicę poświęcił. Ten i ów ukląkł modlić się, a że pułk już długo nie miał odetchnienia, szarże pozwoliły się zatrzymać. Gdy to się działo, zaczęły się pojawiać z za wydmy piachu, porośniętej sośniną, ludzkie głowy. Była tam wioska skryta, dziś do pół spalona. Ludzie dawno już widząc nowe wojska idące na północ, śledzili je bez obawy, którą tu lud żywi tylko wobec Moskala. Teraz jęli się zbiegać, zbliżać i podchodzić. A coraz liczniej. Najpierw chłopaki, zwolna i starsi, nawet kobiety z niemowlętami na ręku. Żołnierze dowiedzieli się od ludzi, że stała tu przed niedawnemi laty kapliczka katolicka, którą w ostatnich czasach