Strona:Krwawe drogi.djvu/066

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZŁĄKA
(ZE WSPOMNIEŃ WARSZAWSKICH).

Było to trzy lata temu w Warszawie. Właśnie wydaliśmy pierwszą naszą niepodległościową proklamacyę. Małe kółko ludzi, przeczuwających zbliżanie się dziejowej godziny. Rozrzucenie proklamacyi po mieście przekonało nas o jednem, a raczej utwierdziło w nas myśl, że Warszawa lekkomyślnym krokiem pląsa nad przepaścią... Był to karnawał, szalony karnawał ludzi świadomie lub bezwiednie ogłuszających siebie i innych. Gdy pewnemu inżynierowi pewnej fabryki warszawskiej wręczono naszą proklamacyę, odezwał się, iż natychmiast doniósłby policyi, gdyby wiedział, kto w czasie „ekonomicznej walki“ takie myśli budzi w społeczeństwie. Jeszcze głębszą goryczą mogła przejąć wiadomość o pewnej... działaczce socyalistycznej..., która powiedziała, że gdyby jej nie było wiadome, kto tę odezwę wydał — że wydali ją ludzie uczciwi — myślałaby, że to prowokacya.... Ludzie idący za pierwszym lepszym podmuchem myśli, z lenistwa zatrzymujący się na powierzchni „realnego“ życia, uważali, że pleciemy im jakieś „bujdy“, potworne głupstwa, posądzali nas niemal o obłęd.