— Teraz tu przyjdzie bitwa.
— Bitwa?
— Głuchyś, chłopie? Zwijaj się, pókiś żyw, człowieku, mówię!
— Ze wszyćkiem?
— Co weźmiesz, to twoje.
— A chałupa moja, panie, a chałupa? Onej to nie zdolę dźwignąć na plecy...
— Nie trap się o to, podźwignie ją kto inny,
— Hale! Takiego żołnierza niema na cały świat...
— Wojna.
— Wojna... kiwnął chłop głową — głód i mór — mruknął głucho.
Podjął głowę, aby się jeszcze popytać, ale gdzie tam — one żołnierze pognały już het ku wsi.
Wtedy ci dopiero baba zacznie krzyczeć a szlochać i pomstować, co ona bez tom wojnę to i całkiem wszystko straci — o la Boga!
Ale chłop stał ino i ciągiem myślał i sumował, nie dając baczenia na babskie jazgotanie. aż się obrócił ku niej i machnąwszy ręką, odezwał się:
— Nie wrzesc! Trza się brać do roboty prędkiej!
— Do roboty? nie słysałeś, cy jak?
— Nie psuj gęby po próżnicy. Grontu nie ostawię tak na Boskiej opiece.
— To nas pobiją z kanonów.
— Głupiaś, schowamy się pod ziemię. Pi-
Strona:Krwawe drogi.djvu/079
Ta strona została uwierzytelniona.