kało jak w kuźni i zwidy jęły się komarzyć przed oczyma. Już raz kobieta odstrychnęła się od męża i spojrzała na niego tak, jakby dyabła ujrzała, tego z obrazu kościelnego. Ale napiła się wody i to ją uprzytomniło. Lecz omglenie coraz to zasuwało się na oczy i zachciewało się sercu, aby nadeszła ta ostatnia godzina.
Lecz Bóg był litościwy. Oto po czasie nieskończenie długim naraz urwało się owo grzmotanie w pobliżu. Biło jeszcze, ale gdzieś daleko. Trwało to jakiś czas, poczem znowu ziemia zaczęła drżeć, stękać i wyć, aż nareszcie przerwy były coraz dłuższe i wszystko ucichło.
Wonczas gospodarz ruszył się i wyciągnął aż mu wszystkie kości zachrzęściały, przetarł oczy, chlusnął sobie całym półkwaterkiem wody w twarz i powolutku, zataczając się, wziął się przebierać ka wyjściu. Brał jeden schodek za drugim tak ostrożnie, jakby to pierwszy raz w życiu wychodził z piwnicy. Zgiął się, głowę przykulił, plecy podłożył pod zasuwę i dźwignął.
Do wnętrza wdarł się dym, a światło płomieniste i rozżarzone powietrze uderzyło w oczy, jak żagwią. Gospodarz zachwiał się i omal nie rymnął na plecy.
Kobieta krzyknęła, a dzieci porwały się z barłogu, bo im się zdało, że świat cały stanął w ogniu. Ale chłop zgiął się powtórnie, oczy przymknął, z całej mocy odepchnął zasuwę i wyjrzał.
Strona:Krwawe drogi.djvu/083
Ta strona została uwierzytelniona.