Strona:Książka do nabożeństwa O. Karola Antoniewicza.djvu/432

Ta strona została przepisana.
420

dziła jeszcze! O pokąd świat był dla nas tak mały i ciasny jak cztery ściany domku rodzinnego, serce było tak wielkie i rzewne; ale chcąc je rozwinąć, tak nędznic się skurczyło! I wstąpiliśmy w świat z tym szkaplerzem na piersiach, z miłością Maryi w sercu, i było jasno w nas, ale na świecie ciemno; z czasem i ta ciemność jasną dla nas być się zdała, jasność serca ciemnotą się stała! - I mówiliśmy światu o Maryi, a świat ramionami wzruszał i szydząc głową potrząsał; i mówiliśmy światu, że Ją kochamy, a świat się nad nami litował; i mówiliśmy światu, że Ona nas kocha, a świat milczał, bo na takie słowa świat echa nie ma. - O! ma, ale echa piekielnego urągania! I staliśmy z wiarą, z miłością, z nadzieją naszą w Boga Radzicy jak na rozstajnéj drodze i świat się śmiał a Matka płakała. Urąganie świata zwyciężyło łzę matki, ale szkaplerz był jeszcze na piersiach naszych. Ale jako kwiat zerwany i zasuszony traci woń i barwę, tak ten szkaplerz na wysuszoném sercu stał się wreszcie tylko płatkiem sukna, bez uroku miłości, bez błogosławieństwa nadziei! - Był on jeszcze na piersiach naszych, ale w tych piersiach wrzała walka namiętności, był na sercu naszém, ale to serce już Maryi nie kochało; Bo jakie kochać mogło, kiedy świat