wach narodów i obiecywał im pełne obywatelstwo w wolnej Polsce? Mały, stary księżyna bywał żwawy jak fryga wśród czeladki wiejskiej, spędzał młokosów, uczył ich przykazań polskiego katechizmu narodowego i krzesał w nich rycerskiego ducha, fantazję wojacką tak, iż „nie bojeli się ziandara z gewerą”. A plebanja jego stała się gospodą dla gości z pod rycerskiego znaku, co służyli mu za instruktorów kosynierów.
I o tem wszystkiem sąd pruski wiedział. Chociaż jeno przez tłumacza mógł porozumieć się z głuchym i szwabskiej mowy zgoła nie rozumiejącym więźniem, wydobył mu z pod żeber całą prawdę snadnie. Bo ksiądz Łobodzki przyznawał się do wszystkiego bez wahania, jedynie gdy pytano go o nazwiska spólników, odpowiadał: „nie pamiętam” lub „zbiegł za kordon do Królestwa”.
Że rózga pruskiej sprawiedliwości ściągnie takiego przestępcę przez krzyż pacierzowy z całą brutalnością, nikt nie wątpił. A księżyna tego ranka zaspał, poprostu zaspał, snać obawami nie dręczony i, gdy wrzało już w więzieniu jak
Strona:Księżyna (Wierzbiński).djvu/013
Ta strona została uwierzytelniona.