Strona:Księżyna (Wierzbiński).djvu/017

Ta strona została uwierzytelniona.

byłoby tego słonka, tych kwiatów na łąkach i takich, jak twoje, Włyku, serc poczciwych i tkliwych...
Włyka stropiony muskał dłonią płową czuprynę, wreszcie bąknął w ucho staruszka:
— A czemu my cierpimy?...
— Abyśmy byli lepsi... Chrystus Pan cierpiał za ludzkość, my, nędzne robaki, dumni być winniśmy, że danem nam jest cierpieć za Polskę...
Po chwili milczenia chłop nieco rozpogodzony ozwał się w konchę uszną księżyny:
— Ja jak ja, może całki wyńdę, boć niczego mi nie dowiedli, ale jegomościa pewnikiem wsadzą na lata...
— Nie frasuj się o mnie; jestem w ręku Boga.
Dzwonek zadzwonił w głębi korytarza i zbliżał się szybko do otwartych drzwi ich celi.
„In den Gerichtssaal!” — wołał dozorca.
Wyszli, wpletli się w procesję oskarżonych, wlokącą się przez dziedziniec więzienny.