niego prężył się po wojskowemu drugi główny oskarżony: syn Amilkara Kosińskiego, a za nim ciągnął się szereg ziemiańskich fizjognomij: Sadowski, Łubieński, Guttry, między których wtuliła się drobna figura księżyny.
Za jego plecami sterczał Włyka z pięściami zaciśniętymi, jakby gotowemi do obrony staruszka.
Na pustej jeszcze katedrze królował krucyfiks, lecz nie wróżył zmiłowania.
Szmery błąkające się po sali ucichły. Na estradzie ukazał się wraz z satelitami przewodniczący trybunału, który w ciągu ostatnich dni wysłuchawszy przemówień obrońców miał teraz jedynie, po załatwieniu kilku formalności, ogłosić zapadłe na powstańców wyroki. Wstąpiła z nim w te mury cisza i nastrój, potężne napięcie nerwów znamionujący.
Zwyczaj nakazywał poprzedzić akt ten streszczeniem rozpraw, oraz wyjaśnieniem motywów spoczywających na dnie wyroków. Więc przewodniczący, poprawiwszy okulary na nosie, począł mówić.
Strona:Księżyna (Wierzbiński).djvu/019
Ta strona została uwierzytelniona.