Mówił długo, jak okropną zbrodnią jest zdrada stanu, jak potworną niewdzięczność Polaków cywilizowanych przez ojcowskie Prusy, jak niechrześcijańską myśl powstania, które mogło uwikłać Prusy w wojnę z przepotężną Moskwą i zmartwić dobrego króla. Mówił o wyrokach jednocześnie „surowych i łagodnych”, mówił i mówił, aż głuchy księżyna dziwował się, że ów czerwony, łysy Niemiec prawi tak coś bez końca i zdaje się nie nudzić.
Lecz nikt prócz księżyny się nie nudził. Słuchano z zapartym oddechem, a gdy przewodniczący wziął w rękę arkusz papieru, stało się milczenie grobowe.
— „Tylko ośmiu przestępców” skazano na śmierć — oznajmił i przeszedł wzrokiem pierwsze ławy, niejako stwierdzając: jesteście tu, opryszki.
Na te słowa bladość przykryła lica przystojnego blondyna w czamarce, Kosiński rozprężył się niby do ataku, a z ust sędziego, po długiej chwili poczęły padać nazwiska: Mierosławski, Kosiński, Sadowski, Elżanowski... Łobodzki...
Strona:Księżyna (Wierzbiński).djvu/020
Ta strona została uwierzytelniona.