Strona:Księżyna (Wierzbiński).djvu/026

Ta strona została uwierzytelniona.

landwery z Pomorza i Brandenburgji, nietrudnem było zadaniem zmiażdżyć słabe placówki żołnierskie w Książu, Nowem Mieście, Miłosławiu i Pleszewie.
Najpierw padł Książ, skąpał się w krwi bohaterskiej i spłonął.
Wieść o tem zgrzytem bólu przeszła przez duszę Wielkopolski i oczekiwano, że teraz przyjdzie kolej na Miłosław. Bo ciągnęły tam już od Środy dobrze zbrojne zastępy pruskie i lada dzień, lada chwila mogły nadejść wiadomości o bojach. Oczekiwano ich z zapartym oddechem.
Przez ten okres czasu ks. Łobodzki jeździł na sejmiki, narady, krzątał się, kosynierów chrobrych wysyłał do obozów i chwilami zdało mu się, że jest tym samym co w przedwięziennych swych dniach. Ale raz spadła nań świadomość, że już nie ma tyle sił co ducha, że już ostaje się wtyle, zapada w kąt życia i słania się na jego śmietnik, bezużyteczny niemal, niepotrzebny stary gruchot.
Było to z wieczora, gdy bydełko, porykując, wracało z pastwiska a on z panną Urszulą chodził po ogrodzie warzyw-