Strona:Księżyna (Wierzbiński).djvu/030

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie stał w takiej chwili przy kosach dzielnego ludu, co tak chlubnie zdobywał sobie ostrogi obywatelstwa!
Po krótkim obiedzie, gdy przyjaciele siedli na werandzie, panna Urszula dała znak Libeltowi, odwołała go, by uprzedzić go o zwykłej drzemce jegomościa. Więc pan Karol pozostawił przyjaciela samego, a gdy sen skleił powieki staruszkowi, siadł opodal niego z książką w ręku.
Ciepło było na świecie, chociaż na skłonie niebios pojawiły się ciężkie zwały chmur, jakby jakiejś nawałnicy zwiastuny, i olbrzymiały powoli, posępny ton wnosząc w jaśń pięknego dnia wiejskiego.
Błogosławiony pokój, przerywany czasem zgrzytem pobliskiego żórawia, osnuł ogród warzywny, sad, plebanję i głowy dwóch bratnich ludzi, co istnieniem swem maili świat niegodny.
Wreszcie Libelt oderwał oczy od książki, podniósł je na przyjaciela w milczeniu a skupienie coraz większe malowało się na ogromnej jego masce, bo księżyna, ocknąwszy się nieznacznie, utkwił wybałuszone oczy w chmury, i zdało się, że tępym słuchem wpił się