a na niej warstwę potłuczonych makaroników (ciasteczek). Potem znów warstwę mieszaniny, bułeczek i t. d. aż starczy zapasu. Forma jednak winna być wypełnioną tylko do ¾. W końcu rozpuszczamy 9 jajek w szklance wody, wylewamy na to leguminę i pieczemy przez 1 godzinę.
10 łutów mąki, 10 łutów cukru, 10 łutów masła, 9 jajek i ćwierć kwarty mleka, — oto potrzebne materjały. Mleko, masło i połowę mączki przystawiamy do ognia i podczas gotowania wsypujemy mąkę przy ciągłem mieszaniu aż wszystko zgęstnieje. Następnie ochładzamy massę i mieszamy razem z drugą połową mączki i z żółtkami. Później bijemy białka na pianę i dodajemy do potrawy, wciąż rozcierając, aż piana zupełnie w puddyngu zniknie. Teraz zawiązujemy wszystko w serwetę, która przedtem godzinę leżała w zimnej wodzie, ale nie zanadto ściśle a dość wolno, by nad puddyngiem było sporo pustego miejsca, i w tej serwecie gotujemy leguminę przez 1 godzinę w osobnej jak dla buljonu wodzie. Sos można przyrządzić do takiego puddyngu podług upodobania. Zamiast gotowania w serwecie istnieją również specjalne hermetyczne formy do puddyngu.
Przyrządza się zupełnie podług poprzedniego przepisu, tylko proporcja jest następującą: ½ kwarty mleka, 12 łutów masła, 12 łutów mączki, 11 jajek i skórka z 1-ej cytryny.
20 łutów bułki rozmiękczamy i mocno później wyciskamy, następnie dodajemy za 20 mniej więcej groszy szpiku, dużych i małych rodzenków, 5—6 łutów tłuczonych bez łupiny słodkich i parę gorzkich migdałów, skórki cytrynowej, nieco soli, 6—8 jajek, 10 łutów mączki i trochę gałki muszkatułowej. Wszystko to dobrze ze sobą mieszamy i rozcieramy, smarujemy formę wypuszczonym szmalcem, posypujemy tartą bułką i pieczemy taki puddyng jak zwykłą leguminę.