Zupełnie się robi podług poprzedniego przepisu, tylko że trzeba dodać octu, kwasu cytrynowego, cukru i sporo małych, w durszlaku gorącą wodą przemytych rodzenków.
Ugotowane zupełnie wnętrzności kraje się na kawałki i znowu wrzuca się w rosół, który się przedtem przecedza i zaprawia się solą i korzeniami. Gdy rosół się znów zagotuje, kładziemy wewnątrz kluseczki z bułki (patrz stosowny rozdział), pozwalamy mu się parę razy zagotować i wtedy można odrobinę mąki zabarwić w szmalcu na brązowo i zaprawić nią rosół. Ale można również mąkę śmiało opuścić, jeżeli i bez tego rosół jest pożywnym, albo ktoś lubi przezroczystą zupę. Za to koniecznie potrzeba dużo pokrajanej pietruszki. Tym sposobem ma się dwie potrawy w jednej: mięso i zupę.
Na funt dobrej cielęciny bierze się 4 cebule na biało przysmażone w tłuszczu przy słabym ogniu, ¼ funta dobrego wołowego tłuszczu, 2 dobrze wymoczone i wyciciśnięte bułki, 4 jajka, pieprzu i soli. Z tej massy formujemy małe kulki i te gotujemy w takiej ilości wody, żeby ledwo były przykryte. Do wody musimy dodać garść soli i jedną łyżkę wypuszczonego tłuszczu albo gęsiego szmalcu. Potem gdy kulki są już gotowe i wyjmiemy je, dodajemy do pozostałego rosołu jedną łyżkę stołową rozrobionej mąki, pieprzu, soli i tyle kwasu cytrynowego, a także skórki cytrynowej, by sos był dość pikantnym. Zagotowujemy ten sos, wylewamy na gotowe już klopsy i na półmisku wreszcie zaprawiamy dwoma żółtkami.
Użytkujemy do tego najrozmaitsze resztki mięsa, krajemy je w drobne paski, dodajemy jedną, zarumienioną w tłuszczu, cebulę i trochę rosołu, zaostrzamy wszystko