które prowadziły warsztaty jako wdowy, a nawet były czeladnikami. Dziś jednak indywidualność jej okrzepła, wola się skrystalizowała, chce być nietylko narzędziem rozrodczem i maszyną do pracy, odczuwa swe prawa do indywidualnego bytu.
Im więcej rozwiniętą umysłowo i wyższą moralnie będzie kobieta, tem silniej odczuje odpowiedzialność za człowieka, którego jest matką. Mierzy zatem swą możność, chce urodzić dziecko zdrowe i zdolne do życia, wychować je i tylko w miarę tej możności zjawia się istotne rozumne pragnienie dziecka.
Niewątpliwie taki stan rzeczy odbija się także i na woli ojca. Oboje pragną przynieść na świat tylko tyle dzieci, ile mogą wychować i wykształcić przynajmniej na poziomie nie niższym od własnego. Przy demokratyzacji społeczeństwa, w obec dostępu do wszelkich szkół i stanowisk chłop i robotnik marzy dla syna lub córki o wyższej pozycji socjalnej. Nasze szkoły średnie przepełnione są dziećmi klasy pracującej fizycznie. Klasy te nie mogą zatem obojętnie oczekiwać dowolnej liczby dzieci, ale dążyć muszą do świadomego regulowania potomstwa.
Dodać jeszcze należy przeżycia matek podczas ostatniej wojny. Cierpienia ich, obawy, łzy nad mogiłami, widok kalek, pozbawionych zdolności do pracy niewątpliwie osłabiły chęć rozradzania.
Jeżeli zatem tendencję do obniżania liczby urodzeń uważać można było przed okresem wielkiej wojny za zjawisko powszechne, za najwyraźniejszy znak czasu, to przeżycia ostatnich lat 9 ustaliły ją niewątpliwie. Obniżka gwałtowna urodzeń w okresie wojennym, nie zamieniła się w silniejszą rozrodczość. Stopa urodzeń po wojnie jest niższa.
Wchodzimy w okres świadomego przyrostu ludności, uniezależnienia się tegoż od liczby małżeństw, trzeba się z tem pogodzić i liczyć.
Czy jest to klęska, czy tylko nowa faza rozwoju wzwyż? Trudno do zjawisk żywiołowych, za jakie uważać musimy wzrost i przeobrażanie się stosunków ludności, przykładać miary postępu, pojęcia nieustalonego i zmiennego. Jak się wyrazi postęp, zależeć będzie od tego, czy przystosujemy się do dziejowej ewolucji.
Za miarę postępu uważany był dotąd przyrost ludności, jako wyraz dobrobytu, podstawa siły zbrojnej, produkcyjnej i podatkowej.
Nie zwracano uwagi na jakość tej ludności. Nisko ceniony materjał ludzki daje miljony jednostek niedorozwiniętych, schorzałych, przynoszących dziedziczne obciążenia, a także ciemnych, niewykwalifikowanych do żadnej pracy. Niższowartościowe elementy zapełniają szpitale, więzienia, domy przytułku, jako tanie siły pracy zatrzymują postęp konieczny, niemym wyrzutem patrzą na nas, jako żebracy z każdego węgła ulicy. A jednak każdą z tych smutnej egzystencji wydała w cierpieniach na świat matka, ponosić na nie wydatki musiała rodzina i społeczeństwo. Ubytek ich nie
Strona:Kwestja kobieca a małżeństwo.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.