Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/106

Ta strona została skorygowana.

wała Ania tłumaczyć swą przyjaciółkę. — Nigdy specjalnie nie ubiegała się o względy chłopców.
— To prawda, — przyznała pani Małgorzata, — ale na pewno, jak wszystkie dziewczęta, chciałaby wyjść zamąż. Czemużby miała wyjeżdżać na Zachód do zapadłej dziury? Napewno jej ktoś powiedział, że jest tam dużo mężczyzn i niejeden z nich chętnie się z nią ożeni.
Tej niedzieli Ania nie zwracała specjalnej uwagi na Jankę, bo wszystkie jej myśli zwrócone były w stronę Ruby Gillis, siedzącej pod chórem. Co się z tą dziewczyną stało? Była coprawda piękniejsza jeszcze, niż zazwyczaj, lecz na twarzyczce jej kraśniały jakieś niezdrowe rumieńce. Jednocześnie Ania zauważyła, że Ruby zeszczuplała ogromnie, a smukłe jej ręce były teraz prawie przezroczyste.
— Czy Ruby jest chora? — zwróciła się Ania do pani Linde, z którą wracała z kościoła.
— Ruby umiera na galopujące suchoty, — odparła pani Małgorzata głucho. — Całe Avonlea o tem mówi, tylko ona i jej rodzina chcą wszystkich przekonać, że tak nie jest. Gdybyś ją o to zapytała, z pewnością powiedziałaby ci, że doskonale się czuje. Nawet pracować nie może od ostatniego krwotoku, chociaż codziennie rozgłasza, że na jesieni znów wróci do szkoły i stara się nawet o posadę w Białych Piaskach. Jestem pewna, że do jesieni już nie pociągnie...
Ania własnym uszom nie wierzyła. Więc Ruby Gillis była aż tak ciężko chora? Czyż to możliwe? Aczkolwiek podczas ostatnich kilku lat zażyłe ich stosunki rozluźniły się nieco, to jednak dawne wspo-