Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/136

Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ XIV.
Zew śmierci.

Zmrok już gęsty zapadał, gdy Ania w towarzystwie Ruby Gillis siedziała w ogrodze jej rodziców. Proponowano dzisiaj Ani przejażdżkę do Białych Piasków przy świetle księżyca, odmówiła jednak, pragnąc ten wieczór spędzić w towarzystwie Ruby. Zresztą ostatnio więcej czasu poświęcała dawnej swej przyjaciółce, chociaż częstokroć zastanawiała się nad tem, po co to robi właściwie i wracając do domu niejednokrotnie postanawiała, że więcej już Ruby nie odwiedzi.
Gillis‘ówna z każdym dniem wyglądała gorzej. Nawet przyznała się, że zrezygnowała z posady w Białych Piaskach, lecz uczyniła to jakoby tylko na żądanie ojca, który twierdził, że lepiej będzie, gdy posadę tę obejmie dopiero od Nowego Roku. Czuła się już tak źle, że dziergane koronki wypadały z jej osłabionych przezroczystych rąk. Wesołość jednak nie opuszczała jej ani na chwilę i zawsze z humorem opowiadała o swych konkurentach, którzy, jak zwykle prowadzili między sobą zaciekłą walkę. Opowiadania te były przyczyną, dla której Ania postanawiała Ruby więcej nie odwiedzać. To, co niegdyś wydawało jej się naiwne i zabawne, stało się okrutne, śmierć przeglądała przez uporczywą maskę życia. Ruby jednak przywykła widocznie do częstych odwiedzin przyjaciółki i za każdym razem Ania musiała jej przyrzec, że nazajutrz odwiedzi ją znowu. Pani Linde niechętnie spoglądała na te cią-