Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/146

Ta strona została skorygowana.

dyjskich, poczem wydamy ją w formacie broszurowym, dla rozesłania naszym licznym klijentom.
Dziękujemy serdecznie za łaskawe zainteresowanie się naszym konkursem i kreślimy się

z głębokim szacunkiem
Fabryka Proszku Do Pieczenia Ciast
w Montrealu.


— Ani słowa z tego nie rozumiem, — szepnęła Ania zmieszana.
Diana klasnęła w dłonie.
— Byłam pewna, że dostaniesz nagrodę. To ja posłałam twoją nowelę na ten konkurs.
— Diano, jak mogłaś!
— Tak, ja to uczyniłam, — zawołała Diana rozpromieniona, padając na łóżko. — Czytając to ogłoszenie, pomyślałam zaraz o twojej noweli, i nawet zamierzałam poradzić ci, żebyś ją sama posłała. Ale potem przypomniałam sobie, że jesteś szalenie skromna i posiadasz zbyt mało pewności siebie. Posłałam więc tę kopję, którą mi ofiarowałaś. Byłam pewna, że jeżeli nawet nowela nie zostanie przyjęta, to wówczas ty się o tem nie dowiesz, bo w ogłoszeniu zaznaczono, że nieprzyjęte rękopisy nie będą zwracane. Przeczucie jakieś mówiło mi, że jednak właśnie twoja nowela zostanie nagrodzona. Tym razem przeczucie mnie nie myliło.
Diana Barry patrzała teraz na Anię i nie pojmowała, dlaczego twarz przyjaciółki zamiast wyrazu radości, nosiła w tej chwili piętno bolesnego smutku. Może Ania tak była przejęta tą niespodzianką, że nie potrafiła nawet na nią reagować?