— Dobrze, będę o tem pamiętał. Ludwik Speed i Teodor Dix mieszkają w Middle Grafton, a pani Linde mówi, że on się do niej zaleca już od stu lat. Aniu, czy oni przypadkiem nie będą za starzy? Jestem pewien, że Gilbert nie będzie się tak długo do ciebie zalecał. Aniu, kiedy weźmiecie ślub ze sobą? Pani Linde mówi, że z was napewno będzie dobrana para.
— Pani Linde jest... — zaczęła Ania z wybuchem, ale nagle umilkła.
— ... wstrętna, stara plotkarka, — dodał Tadzio ze spokojem. — Wszyscy tak o niej mówią. Ale Aniu, czy to wasze małżeństwo jest pewne? Chciałbym się dowiedzieć.
— Głupi z ciebie chłopiec, Tadziu, — zawołała Ania i natychmiast wyszła z pokoju.
W kuchni panował już prawie zupełny mrok i nikogo w niej nie było, więc Ania usiadła w zacisznym kąciku pod oknem. Słońce dawno już zaszło, a wiatr przestał dąć z taką siłą. Blada tarcza księżyca wynurzyła się z poza ciężkich ołowianych chmur, wiszących na horyzoncie. Smutek dziwny ogarnął Anię. Martwiła ją myśl, że na przyszły rok nie będzie już mogła wrócić do Redmondu, bo stypendjum drugoroczne było zbyt małe, aby mogło wystarczyć na utrzymanie przez całą zimę. Od Maryli także nie chciała wziąć pieniędzy, a trudno, aby podczas wakacji mogła zarobić na wszystkie zimowe wydatki.
— Będę musiała na przyszły rok zrezygnować z dalszych studjów i znowu zostać nauczycielką, aby zarabiać na życie, — myślała ze smutkiem. — Tymczasem wszyscy moi koledzy dostaną dyplomy
Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/170
Ta strona została skorygowana.