prawdziwie bolejącej osoby, — rzekła Ania z drżeniem.
— Nikt, oprócz rodziców nie kochał biednej Agaty, mąż podobno nawet jej nie cenił, — zaopinjowała pani Linde. — Pozatem była ona jego czwartą żoną, więc te wszystkie małżeństwa przeszły już u niego w przyzwyczajenie. Umarł w pięć lat po poślubieniu Agaty. Lekarze twierdzą, że zabiła go niestrawność, ja jednak podejrzewam, że to raczej ostry język żony był przyczyną śmierci. Biedactwo, zawsze wiedziała coś o sąsiadach, ale samej siebie dokładnie nie znała. Lepiej może, że już umarła. Teraz ślub Diany będzie we wsi nową sensacją.
— Dziwnie jest pomyśleć, że Diana zostanie mężatką, — westchnęła Ania, krzyżując nogi i spoglądając w stronę Lasu Duchów, przez który przedzierało się światełko z okna pokoju Diany.
— Nie widzę w tem nic dziwnego, bo przecież robi doskonałą partję, — rzekła pani Linde z przekonaniem. — Alfred Wright jest właścicielem pięknej farmy i jako człowiek także może służyć wszystkim za wzór.
— Oczywiście, że nie jest tym dzikim, złym chłopcem, za którego Diana zamierzała kiedyś wyjść zamąż, — uśmiechnęła się Ania. — Ma bardzo dobre serce.
— Otóż właśnie. Wołałabyś żeby Diana została żoną łotra? A może sama chciałabyś takiego dostać za męża?
— O, nie. Nigdybym nie wyszła za niedobrego człowieka, chociaż sądzę, że podobałby mi się raczej
Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/223
Ta strona została skorygowana.