Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/256

Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ XXXV.
Rozpoczęcie ostatniego roku w Redmondzie.

— Znowu jesteśmy wszystkie razem, — zawołała Iza, siadając na zamkniętej walizce z westchnieniem ulgi. — Jak to miło powitać stare, kochane Ustronie Patty, wesołą cioteczkę i sympatyczne koty. Mruczek znowu stracił kawałek ucha, prawda?
— Mruczek byłby najpiękniejszym kotem na świecie, nawet gdyby wcale nie miał uszu, — oznajmiła Ania siedząc na kufrze, gdy tymczasem Mruczek leżał już na jej kolanach, witając radośnie swą opiekunkę.
— A czy ciocia zadowolona, że nas znów widzi? — pytała Iza.
— Zapewne, tylko wołałabym, żebyście tu uprzątnęły trochę, — rzekła ciotka Jakóbina, patrząc ze zgrozą na porozstawiane walizki, dokoła których rozsiadły się roześmiane dziewczęta. — Na gadanie będzie potem dość czasu. Przedewszystkiem praca, a później zabawa, to była moja dewiza za dawnych młodych lat.
— Teraz się czasy zmieniły, cioteczko. Naszą dewizą jest: najprzód się bawić, a potem pracować. Pracę spełnia się lepiej, gdy człowiek uprzednio zazna jakiejś rozrywki.
— Jeżeli masz zamiar zostać żoną duchownego, — rzekła ciotka Jakóbina, spychając Zyzia z kolan i odkładając nieodstępną swą robótkę, — będziesz musiała zapomnieć o tej dewizie.