Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/296

Ta strona została skorygowana.

gle na tem samem miejscu, bo nagła radość unieruchomiła ją na chwilę. Przyszło jej na myśl zdanie z bardzo starej i bardzo mądrej księgi:
— Płacz może przetrwać noc całą, lecz jasny ranek przynosi zawsze ze sobą radość.


ROZDZIAŁ XLI.
Miłość zwycięża.

— Przyszedłem zapytać, czy nie zechciałabyś pójść na spacer, jak za dawnych, dobrych lat, — wyszeptał Gilbert, stając nagle przed gankiem. — Może poszlibyśmy do ogródka Heleny Gray?
Siedząc na kamiennych schodkach ze zwojem zielonego batystu na kolanach, Ania niepewnie spojrzała na przybyłego.
— Bardzobym chętnie poszła, — odparła, — lecz niestety, nie mogę, Gilbercie. Muszę być dzisiaj wieczorem na ślubie Ali Penhallow, a przedtem muszę jeszcze wykończyć tę suknię. Ogromnie mi przykro. Z wielką przyjemnością poszłabym z tobą na spacer.
— Więc może jutro po południu? — zaproponował Gilbert, widocznie jeszcze niezbyt rozczarowany.
— Bardzo chętnie.
— Wobec tego wrócę teraz do domu i załatwię się z robotą, którą odłożyłem na jutro. To dzisiaj jest ślub Ali? Patrz, Aniu, aż trzy śluby podczas