Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

Ania dla Maryli nie jest drogą istotą, gdyby nie dostrzegł wyrazu napozór spokojnych jej oczu. Tola pocałowała Anię w oba policzki i wybuchnęła głośnym płaczem. Tylko Tadzio, który płakał już pocichutku od godziny na stopniach werandy, nim jeszcze wszyscy wstali od śniadania, odmówił ostatniego pożegnania ze swą ukochaną opiekunką. Gdy Ania zbliżyła się ku niemu, chłopiec zerwał się na równe nogi, wbiegł na schody i ukrył się w pokoiku na facjatce, skąd za żadne skarby wyjść nie chciał. Stłumione jego łkanie było ostatnim dźwiękiem, jaki dobiegł Anię, opuszczającą Zielone Wzgórze.
Deszcz padał przez całą drogę do Jasnej Rzeki, dokąd dziewczęta zdążały na dworzec, bowiem linja kolejowa w Carmody nie miała połączenia z miastem portowem. Na peronie zastali już oczekujących Karola i Gilberta, a pociąg za chwilę miał odejść. Ania zdążyła jeszcze kupić bilet, odebrać kwit bagażowy, pożegnać się pośpiesznie z Dianą i wskoczyć do wagonu. Wołałaby teraz wracać wśród deszczu do Avonlea w towarzystwie Diany; wiedziała, że tęsknota za domem będzie dla niej nie do zniesienia. Żeby chociaż ten deszcz przestał padać, bo ma się wrażenie, że cały świat płacze, że wiosna już nigdy nie wróci i że wszystkie radości życia przestały istnieć na zawsze! Nawet obecność Gilberta nie uprzyjemniała jej podróży, bo przecież był także Karol Slone, a jego mogła jeszcze tolerować jedynie podczas pogody. Przy jednostajnym plusku deszczowych kropel wydawał jej się jeszcze bardziej niesympatyczny.
Jednakże gdy okręt opuszczał port w Charlot-