Nazywajcie mnie zwyczajnie Izą, bardzo was proszę. A teraz, jakie są wasze imiona?
— To jest Priscilla Grant, — rzekła Ania, wskazując przyjaciółkę.
— A to jest Ania Shirley, — odwzajemniła się Priscilla.
— Jesteśmy z wyspy księcia Edwarda, — zawołały po chwili obydwie razem.
— Ja pochodzę z Bolingbroke, z Nowej Szkocji, — pochwaliła się Izabela.
— Bolingbroke! — zawołała Ania. — To przecież ja się tam urodziłam.
— Naprawdę? To znaczy, że jesteś także „sinonoską“.[1].
— Mylisz się — zaprotestowała Ania. — Dan O‘Connell powiedział, że jeżeli człowiek rodzi się w stajni, to nie znaczy, że jest koniem. Moją ojczyzną jest wyspa ks. Edwarda.
— W każdym razie bardzo się cieszę, żeś się urodziła w Bolingbroke. To tak, jakbyś była moją sąsiadką, prawda? Sprawia mi to wielką przyjemność, bo jak ci kiedykolwiek wyjawię jakąś tajemnicę, będę miała uczucie, że powiedziałam ją komuś swojemu. Często się zwierzam z tajemnic, nie umiem ich zatrzymać przy sobie, to znaczy wcale się o to nie staram. Jest to jedna z moich licznych wad, a za drugą taką wadę uważam swoje niezdecydowanie. Uwierzycie mi, że pół godziny czasu straciłam na to, aby się zdecydować czy przyjść tutaj, na cmentarz! Raz wolę czarne, raz znów wabi mnie czerwone,
- ↑ Tak nazywają stałych mieszkańców Bolingbroke.