Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

czywistości niema we mnie ani odrobiny próżności. Nigdy nie lubię prawić komplementów dziewczętom, jeżeli na to nie zasługują. Bardzo się cieszę, że was poznałam. Przyjechałam tu w sobotę i do tej chwili umierałam z tęsknoty za domem. To straszne uczucie, prawda? W Bolingbroke jestem znaną osobistością, a tutaj, w Kingsport jestem niczem! Były nawet chwile, że mdlałam ze zmartwienia. A gdzie wy mieszkacie?
— Ulica św. Jana 38.
— Coraz lepiej. Ja mieszkam na rogu Wallace Street, ale strasznie nie lubię mego pensjonatu. Jest dziwnie ponury i opuszczony, a mój pokój wychodzi na maleńkie ciemne podwórze. To podwórze wydaje mi się najbardziej przykrem miejscem na świecie. Co noc zbierają się tam koty chyba z całego miasta. Lubię koty, rozciągnięte na miękkim dywanie przed rozpalonym kominkiem, ale takie koty, wrzeszczące po nocy na podwórzu nie są miłemi zwierzętami. Pierwszej nocy po przyjeździe strasznie płakałam, a koty na podwórzu usiłowały mi wtórować. Szkoda żeście nie widziały mego nosa nazajutrz rano. Wołałabym raczej nigdy nie wyjeżdżać z domu!
— Nie rozumiem jak mogłaś zdobyć się na wyjazd do Redmond, jeżeli jesteś osobą tak niezdecydowaną, — zawołała Priscilla, ubawiona paplaniną nowej znajomej.
— Nigdybym się na to nie zdobyła, kochanie. To ojciec chciał, żebym tu przyjechała. Uparł się, sama nie wiem dlaczego. Dla takiej istoty, jak ja studja są czemś bardzo niedopasowanem, prawda.